Przejdź do głównej zawartości

Zatrzymanie. O jednym wierszu Jerzego Jarniewicza

 


Mondo cane Jerzego Jarniewicza podarował mi kilka miesięcy temu Rafał Gawin; przeczytałam i podobało mi się. A niedawno o jednym wierszu napisał w swoim blogu nameste, proponując dodatkowo czytelnikowi do [najlepiej równoległego z czytaniem, choć trzeba by do tego podejść twórczo] posłuchania utwór Wrak formacji Kreng. Słuchałam go potem kilka razy i wpisałam na listę rzeczy, do których wracam. Tak jak sam wiersz.

Często impulsem jest dla mnie najpierw cudze czytanie, czyli cudza ustawiona wokół wiersza rama. Lękam się co prawda jeszcze trochę „wpływu”, ale po dwudziestu latach redagowania, i po lekturach Bal i Michery zwłaszcza, niemal dopracowałam się zgody nań. Pozbyłam się chyba w dużej mierze „esencjalizmu tożsamości”. Pewna przyjemność wynika z tego, że mogę widzieć, jak moja lektura wpisuje się w pewien model praktyki czytania i jak potwierdza go oraz uwyraźnia. To trochę tak, jak znać mechanizmy działania krwiobiegu czy siatkówki oka. Tak to widzę, czuję teraz; to może się zmienić.

I wiersz i utwór Wrak dają przyjemność, choć to tutaj kategoria trudna do bezproblemowego zastosowania, trochę jak oglądanie slasherów, czy obrazów ułożonych z mięs i trzewi.

Ale do rzeczy/wiersza.

Przenikanie się obrazów zatopionego okrętu wojennego i wnętrza blaszanej puszki tramwaju podaje szerokie, wielopoziomowe pole semantyczne, przedziurawione na wskroś osią, wokół której się owijają skojarzenia, drążkiem-rurką, na której wiersz się przegina i tańczy swój pole dance morti (memetyczna wyobraźnia podsuwa mi oglądane czasem mikroperformanse, w których do wagonu metra/tramwaju wślizguje się postać, często w przebraniu spidermana, chwytająca się drążka i wykonująca na nim akrobacje, z nieziemską {dla przeciętnego człowieka} siłą unosi się, imituje kroki na niewidzialnej ścianie, zaprzeczając grawitacji, po czym na kolejnej stacji wychodzi – dla nas, widzów, znika, rozpływa się gdzieś „poza obrazem” [nawiasem, warto by przeanalizować metaobrazy, które pokazują behind off kręcenia takich scen, swoiste komentarze sprawozdające zaplecze takich mitoobrazów; osobno nie znaczące, tylko w dialektyce destylatu i pulpy]).

Jeden poziom, pierwszy [choć raczej podstawowy] to zestawienie zamknięcia w zatopionej, szczelnej masie żelastwa z sytuacją czasowego uwięzienia w tramwaju: uwięzienia w relacji z drugim człowiekiem, w związku, w uwikłaniu, w uczuciu. Może chodzić o moment zastygania, poczucia, że już wejście w pewną konstelację zamyka wiele innych (niezależnie od osobniczego poczucia szczęścia; dyskretnie zalecają się też inne znaki, jak petite mort), dalej, że życie jednym życiem zamyka wszystkie inne, że po narodzinach od razu siedzimy w zatopionej na dnie puszce.   

Drugi poziom, który tu czytam, pokazuje (wciąż) nową wizualność – stematyzowanie mechanizmów myślenia obrazami. Nic w tym nie byłoby specjalnie nowego, jeśli przyjmiemy, że do poetyckiego pokazania miłości i jej dynamiki używano chętnie akcesoriów wyjętych z semantyki militarnej czy funeralnej. Okręt wojenny nie jest jakimś ewenementem, jeśli chodzi o uzbrojenie/technologię – kłania się Major Tom Boviego. Dorównuje jednak Space Oddity  w spektakularnej (choć nieco odwróconej, turpistycznej) melodramatyczności, która – tak to widzę – ma uwyraźnić naszą podatność na ikoniczne moce ekranu, gazet, internetu itd., naszą „przepustowość”, gotowość do pobierania i obrabiania przepływu wizualnych danych. Tramwaj i wrak okrętu z trupami – to już ryzykowne, a wszystko razem w zestawieniu z relacją między zakochanymi (chyba) osobami nasuwa myśl o czymś, co nazwałabym emocjonalnym szantażem poznawczym. Każe zatrzymać się, bo pamiętamy (jeśli mamy więcej niż 30 lat) przerażający dramat marynarzy, młodsi oglądali może film Kursk, ale wiemy też może o innej katastrofie, o uwięzionych w kopalni górnikach w Copiapó, dla których uratowania przez dwa miesiące pracowały setki osób, pamiętamy ikoniczną (film!) akcję ratowania Apollo 12, a nie od rzeczy będzie przywołać wyburzanie ścian i rozkopywanie dróg, by uratować uwięzionego kotka. W Kursku było inaczej. Pamiętam to. Boli dalej, bo – uprzytamnia, że świat taki właśnie jest najczęściej. Że życie to horror.

Zawołanie do wiersza tego motywu wstrząsa zwłaszcza wtedy, jeśli zobaczymy jego „poglądowość”. Wiemy wtedy, że jego autor wie, „jak to zrobić”. A nawet, że on wie, że my wiemy (że on wie). W tym sensie wiersz odsłania zawartą w nim meta(nowo)wizualność. Nie mówię, że to dobrze albo nie. Chcę powiedzieć, że ja sama przedreptuję z jednej strony na drugą, jak przy oglądaniu wielostabilnych obrazków, takich jak kaczkozając albo piękna kobieta vs. stara jędza. Tu wszystko jest jakby na granicy. Obraz Kurska sam jest wielostabilny: raz jest metaforą zamknięcia śmierci, uwięzienia, opuszczenia, po chwili jest realnym obrazem śmierci, rozkładu. A czasem w ogóle fantomowym/podwójnym „ciałem króla”.

I ten ruch, ta wielostabilność generuje (trochę znów niestabilny) poziom kolejny – tworzy go w moim odbiorze przypuszczenie, że ten wiersz to zajrzenie do wnętrza nowego Realnego. Po pierwsze – jako przebitka z wjazdu do wnętrza „potwora”, trawiącego trupy, rozkładającego je, co oczywiście wyciąga nam też na widok różne tryby, miechy, kotły i naczynia z kwasem, całą tę garmażerię kulturowych „treści”. Po drugie – jako wariant/przekrzywienie fazy lustra: zobaczenie odbitki siebie, w formie zdestabilizowanej, rozczłonkowanej i całkowicie niesprawczej. Złowrogiej/złośliwej wiedzy o tym, że kolejne fazy – są tylko złudzeniem.

Nie szukam tu na siłę intencji autorskiej, nie jest mi potrzebna.

Praca afektywna tego wiersza polega moim zdaniem na tym, że daje nam zajrzeć do naszej bezsilnej śmiertelności i zatrzymuje się w tym momencie. 


Jerzy Jarniewicz, Zdarzenie z tomu Mondo cane, Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2021

Komentarze

  1. A może chodzi tylko o erotomanię "podmiotu"?

    OdpowiedzUsuń
  2. I nie ma w tym większej (żadnej) głębi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to, co opisałam, to nie jest głębia? Moim zdaniem, to wręcz Rów Mariański.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Grzegorz Wróblewski "Waterloo"

Ten wiersz właściwie mógłby wystarczyć za całą historię i za całą poezję. Ten wiersz zdziera z nas cywilizacyjne ochraniacze, zdejmuje z historii jej kolorowy kostium, rozbiera cesarza z niewidzialnych szat, zamyka usta bardom, neguje opowieść – również dzięki swojej formie jako radykalny antyheksametr. W konwulsyjnych repetycjach niweluje katalog okrętów i tarczę Achillesa. Zostawia tylko rytm – pulsowania krwi, przypływów i odpływów, powstawania i upadków cywilizacji, narodzin i zamierania gwiazd. I czego jeszcze? Sekwencja trzech pierwszych dwuwierszy powtórzona zostaje tylko raz – i zatrzymuje się, gdy już wiemy, że można by tak jeszcze przez wiele stron, właściwie w nieskończoność. Całość sprawia wrażenie fragmentu kodu-szkieletu, na który dopiero mogłaby nawijać się osobnicza i cywilizacyjna treść, a jednocześnie demonstruje ukrytą strukturę informacji: jeszcze krok dalej (niżej?) mielibyśmy tylko zero i jedynki. Ale mamy jeszcze tytuł, którego ten czysty szkielet wydawałby się z

Gra na wielu obręczach. O nowej książce Natalii Malek

  Tytuł najnowszej książki Natalii Malek pogrywa sobie. Wiemy, że to robi, bo pamiętamy Szaber , Kord i Karapaks . W zestawieniu z mocną, agresywną wręcz alegorycznością tamtych tytułów Obręcze delikatnieją, wewnętrznie rozsuwają się, jakbyśmy od razu mieli dostęp do szerokiego widma. W jego semantyce zawarta jest narzucająca się podwójność: strona materialna, fizyczna, wywoływana przez liczne słownikowe definicje, oraz niezmierzona, roztaczająca się wokół nich sfera znaczeń przenośnych czy alegorycznych. Już w samym układzie pól skojarzeniowych możemy dopatrzyć się „obręczowości”: coraz szerszych okręgów, częściowo nakładających się kół; oraz pączkujących, zapętlających, generujących się jedne z drugich – zakresów. Niemal nieuniknione wstępne wędrowanie po definicjach czasem (realnie, piszę ze współwłasnego doświadczenia) zamienia się aż w zabawę, poszukiwanie wciąż nowych desygnatów, odkrywanie, badanie ich przylegania do wierszy – sprawdzania, jak daleko można się w tym procesie