Nowe notki i recenzje powstają, ale zanim będą gotowe, przypomnę krótką recenzję książki Wojciecha Michery Piękna jako bestia. Przyczynek do teorii obrazu. Książka wydana została sześć lat temu w Wydawnictwach Uniwersytetu Warszawskiego. Należy - mogę tak śmiało powiedzieć - do książek, "które zmieniły moje życie". Może również była jednym z impulsów, dzięki którym postanowiłam zostać wydawcą. Bardzo ją polecam. Chyba nie można już jej kupić, ale niedawno dostałam w wydawnictwie zabłąkany egzemplarz i mogę dać w prezencie - komuś, kto chciałby ją przeczytać.
Piękna jako bestia
Czytaliście Maskę Lema?
To opowiadanie, w którym narratorem jest „maszyna nadążna”, początkowo ukryta w pięknym kobiecym ciele, skonstruowana po to, by rozkochać w sobie i następnie zgładzić mędrca-opozycjonistę Arrhodesa. Widzimy świat oczami tej dziwnej, zachwycającej i strasznej istoty, śledzimy też jej rozterki oraz daremne próby zrozumienia własnej tożsamości.
Tekst sprowokował wielu literaturoznawców do interpretacji, uprawianych na różne sposoby, przy użyciu różnych kluczy. Była mowa o kobiecości, o sposobie kształtowania i pojmowania podmiotowości, tożsamości, były inne ścieżki.
To opowiadanie, w którym narratorem jest „maszyna nadążna”, początkowo ukryta w pięknym kobiecym ciele, skonstruowana po to, by rozkochać w sobie i następnie zgładzić mędrca-opozycjonistę Arrhodesa. Widzimy świat oczami tej dziwnej, zachwycającej i strasznej istoty, śledzimy też jej rozterki oraz daremne próby zrozumienia własnej tożsamości.
Tekst sprowokował wielu literaturoznawców do interpretacji, uprawianych na różne sposoby, przy użyciu różnych kluczy. Była mowa o kobiecości, o sposobie kształtowania i pojmowania podmiotowości, tożsamości, były inne ścieżki.
Książka Wojciecha Michery Piękna jako bestia. Przyczynek do teorii obrazu w zasadzie także jest interpretacją Maski. Ale równocześnie jest czymś więcej. Moim zdaniem jest arcydzielną analizą arcydzieła. Ale czym jest ta arcydzielność?
Mam pewną trudność ze zwięzłą odpowiedzią na to pytanie, ponieważ tekst Michery jest niezwykle bogaty, erudycyjny, pełen odniesień – literackich, malarskich, mitologicznych, a nawet filmowych oraz teoretycznych; w dodatku teorie traktuje się tutaj nie tylko jako narzędzia, lecz także jako obiekt badań. Widzimy, jak daleko można w ten sposób odejść od samego tekstu, jednocześnie pozostając z nim w ścisłym kontakcie. Do jak wielu poruszających wyobraźnię teorii i idei tekst przylega tak, że wydają się one kluczem do jego otwarcia – a gdy zostanie nimi dotknięty, odsłaniają się przestrzenie do kolejnych poszukiwań. Widzimy też, jak bardzo tekst wymyka się owym kluczom, i jak wiele od tej ucieczki zależy.
Przede wszystkim więc muszę wiele ominąć.
Jak pisze we wstępie autor, nie chodzi mu o zwykłą wykładnię informacji zawartych w tekście Maski, lecz o znaczenia kryjące się w tym, co nieprzekładalne, co może tkwi poza sferą autorskich intencji, w miejscu „nieprzejrzystym”, budzącym opór. Dlatego prowadzi wywód właśnie śladami pewnych nieoczywistości, zakłóceń, trochę jak – sam używa tego porównania – astrofizyk, który o istnieniu niektórych zjawisk lub ciał w kosmosie wnioskuje z „błędów” czy nieścisłości w wynikach obliczeń dokonanych za pomocą narzędzi pomiarowych.
Na ogół bowiem, jeśli używamy precyzyjnych narzędzi do zmierzenia
czegokolwiek i natrafiamy na niezgodność, której nie możemy usunąć, staramy się
ją zbagatelizować, czyli zamienić w nieznaczące, w „nic”. A właśnie tam, w
tej szczelinie może kryć się najwięcej. Wiedział to Freud, wiedzieli jego
następcy, budujący na tym całe metodologie; przełomy w śledztwach kryminalnych także
opierały się nieraz na odkryciu takiej szczeliny. Błąd tego typu, sądzi
Michera, został w strukturze Maski zaprogramowany
jako rodzaj maski właśnie, jako coś, co poniżej warstwy znaczeń fabularnych, w
samej strukturze tekstu leciutko zgrzyta, co po przyłożeniu do opowiadania
„narzędzi pomiarowych”, czyli teorii literaturoznawczych z ich pojęciami i
kryteriami, uchyla się od jednoznacznych rozstrzygnięć
Jeśli Maska miałaby być książką o tożsamości, to w czasie jej lektury okazuje się, że koncepcje, które proponują drogę do uzyskania całościowego, spójnego obrazu tejże, prują się, a tam, w tych pospiesznie naprawianych miejscach, otwiera się właśnie szczelina, ów „błąd” czy też „nic”.
Jeśli Maska miałaby być książką o tożsamości, to w czasie jej lektury okazuje się, że koncepcje, które proponują drogę do uzyskania całościowego, spójnego obrazu tejże, prują się, a tam, w tych pospiesznie naprawianych miejscach, otwiera się właśnie szczelina, ów „błąd” czy też „nic”.
Aby to pokazać, w sposób bardzo skrótowy i uproszczony, skoncentruję się na
jednym malutkim przykładzie z książki Michery – na kwestii
„zogniskowania narracji”. W Masce następuje tu pewne
przesunięcie: obserwatorem świata przedstawionego jest nie ta postać, po której
byśmy się tego spodziewali, nie bohaterski mędrzec, lecz zabójcza
maszyna. To czyni obraz dziwnym, niepokojącym. O przesunięciu podobnego
rodzaju mówił Freud, analizujący sny pacjentów; miały one przedstawiać
zdeformowaną postać jakiejś traumy czy relacji, o której nie da się mówić
otwarcie. Ale prosta próba wydobycia znaczeń kryjących się „pod
spodem” była skazana na niepowodzenie, ponieważ to nie jakaś ukryta treść
była tu znacząca, lecz właśnie forma snu, sposób jego zogniskowania. By to
przedstawić jeszcze wyraźniej, Michera zatrzymuje się na kwestii tzw. obrazków
dialektycznych czy wielostabilnych, na których, inaczej ogniskując wzrok,
zobaczyć można dwie różne rzeczy, np. kaczkę albo zająca, piękną dziewczynę albo brzydką starą kobietę. I te obrazki nie pokazują znaczenia tego, co na
nich jest, lecz sam mechanizm bycia obrazem i mechanizm postrzegania, czyli są
metaobrazami. Są nie do zinterpretowania – jedyna ich uprawniona interpretacja
jest taka, że w jakiś sposób stanowią metaforę procesu poszukiwania sensu, znaczeń.
Procesu nigdy niedokończonego, bo nigdy nie da się złapać tego momentu, kiedy
jedno zgadza się z drugim; można tylko próbować zrozumieć, że nie ma żadnego
twardego jądra, niezbywalnej podstawy.
Tak jak nie ma żadnego prawdziwego „ja”, do którego możemy dotrzeć,
kiedy wreszcie zrzucimy wszystkie „fałszywe” obrazy, które nałożyła na nas
kultura. Jest owo nic, szczelina, a my tańczymy po jej obu stronach, pracowicie
budując, burząc, budując.
Maska – przypominam, że dokonuję tu skrótu, a także spłaszczenia
perspektywy – ma pewne cechy wielostabilnego obrazka: pokazuje nie tylko
historię bohaterów, nie tylko warstwy ukrytych za nią symboli i skojarzeń
odsyłających aż do Księgi Rodzaju i greckiej mitologii. Michera widzi w niej
metatekst, który – miedzy innymi – samą swoją strukturą diagnozuje sposób, w
jaki tworzymy obraz naszej podmiotowości.
Wydana przez Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego Piękna jako
bestia, to książka, którą czyta się jak najlepszy kryminał. Dla mnie była w
pewnym sensie lekturą uwalniającą – pozwoliła mi zobaczyć siebie w metaforze
zmagań z interpretacją oraz poczuć, że moje „prawdziwe ja” nie ma być owej
interpretacji wynikiem, lecz jest jej procesem.
Nie wiem, czy książka jest fascynująca, ale fascynujące jest to, co Ty piszesz i jak to opisujesz. Lubię Cię czytać.
OdpowiedzUsuńJest fascynująco bogata w dygresje i odniesienia do różnych dziedzin kultury i mocno wciąga!
Usuń